Co to w ogóle jest za niedorzeczna mądrość ludowa? Dla mnie to jest bardzo osobliwe stwierdzenie. Wszyscy, którzy uczestniczą w życiu młodego człowieczka de facto go wychowują, czyli kształtują jego przyszłość.
Rodzice i dziadkowie, a coraz częściej też nianie czynnie uczestniczą w życiu dziecka i maja wspólną odpowiedzialność za malucha. Zastanawiam się zatem, gdzie jest granica wychowania i rozpieszczania? Co oznacza wychowanie, a czym jest rozpieszczanie? Przecież słowo „rozpieszczanie” jest pochodną słowa pieszczota, czyli sprawianie przyjemnych odczuć. A może jest nam tu potrzebne jeszcze jedno potoczne słowo, jakim jest rozpuszczanie, czy rozwydrzenie?
Zacznijmy zatem od definicji wychowania, jaką znalazłam w literaturze pedagogicznej:„Wychowanie to system czynności (…) umożliwiających dziecku zmienianie się w pożądanym kierunku, a więc kształtowanie i przekształcanie uczuć, przekonań i postaw społecznych, moralnych, estetycznych, kształtowanie woli i charakteru oraz wszechstronne rozwijanie osobowości.” Matko jedyna, jak to poważnie brzmi! Dla mnie dość przerażające jest nazwanie wychowania „systemem czynności”. Kojarzy mi się to z fabryka i jakąś taśmą produkcyjną. A gdzie tu miłość, akceptacja, ciepło, zrozumienie, bezpieczeństwo???
Dla mnie wychowanie jest to nieustający proces, a nie zestaw czynności. To pokazywanie, doświadczanie, narracja rzeczywistości, akceptacja dla dziecka, jako odrębnej istoty, szacunek dla jego potrzeb, wspieranie i dawanie poczucia bezpieczeństwa i bezwarunkowej miłości. A może to właśnie jest rozpieszczanie? Jeśli tak, to jestem zwolenniczką wychowania przez rozpieszczanie i wszyscy w otoczeniu dziecka powinni brać w tym udział.
W ramach rozpieszczania mamy oferowanie dziecku przyjemnych doznań, a nie pozwalanie na rzeczy zakazane czy niefajne zachowania. Babcia ma z reguły więcej czasu, więcej cierpliwości, więcej dawania ciepła i jeśli to jest babciowe rozpieszczanie, to jestem za. Mamy natomiast przekroczenie tej granicy, prowadzące do rozpuszczenia czy rozwydrzenia, czyli akceptowanie zachowań przykrych dla otoczenia, zakazanych przez rodziców czy w najgorszym razie niebezpiecznych dla zdrowia dziecka.
Jeśli dziecko jest pod naszą opieką, to mamy respektować ustalenia z rodzicami i nic przed nimi nie ukrywać. Jeśli dziecko ma ograniczenie jedzenia słodyczy, to trzymajmy się tego. U nas czas na drobne słodycze dla dzieci jest tylko w soboty i niedziele i trzymamy się tego wszyscy bez wyjątku. Natomiast, jak podczas pobytu u mnie mam czas i ochotę zrobić mojej trójce śniadanie a’la cart, to nie ma w tym nic złego i ich rodzice o tym wiedzą. Moje czteroletnie bliźniaki lubią też zabawę z babcią w „dzidziusia”, czyli udają, ze nie potrafią same jeść i babcia ma karmić…wszyscy się przy tym śmiejemy i jest wesoło. Ba, do tej zabawy podłącza się ośmioletni Antoś. Jeśli mamy czas i przestrzeń, to czemu się nie pobawić…w ciągu tygodnia jest presja czasowa, wszyscy się spieszą i ogarniają samodzielnie, ile potrafią.
Jeśli natomiast dzieci są pod moją opieką i wydarzy się coś niefajnego, to natychmiast reaguję korygująco. Dodatkowo zawsze relacjonuję córce co się wydarzyło i co zrobiłam. Kiedy jestem z dziećmi w obecności ich rodziców, to pozostawiam reagowanie na niefajne zachowania im, jako głównodowodzącym stadem.
Podsumowując, wszyscy zaangażowani w życie dziecka wychowujmy rozpieszczając i nie dopuszczajmy do rozwydrzenia…